A tu widzę wyraźnie, że plajta gospodarcza wcale nie ustąpi. Wprawdzie trwają intensywne roboty miejskie – koło nas wszystko rozkopane i całe noce borują Trasę Łazienkowską, wprawdzie rynek jest na pewno lepiej zaopatrzony (jedzenie), ale wciąż nasuwa się pytanie, kto za to wszystko będzie płacić?! Owszem, buduje się olbrzymie hotele, w Warszawie ma to nawet robić trzystu szwedzkich robotników (na rogu Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich), także w Łodzi przy dworcu rośnie ogromny hotel – a więc Gierek po latach rozumie to, czego nie pojmował durny Kliszko. Ale Polska ma garb, ciężki garb, w postaci ogromnego, nienowoczesnego i nierentownego przemysłu, który zbudowano idiotycznie przez te dwadzieścia siedem lat. Budowano go pod kątem politycznym, a dziś wali się on na nas zgoła ekonomicznie. Co z tym zrobić, jak to zreformować? Reformy takie mogłyby być drastyczne: któż się ośmieli zamknąć warszawską hutę i wysłać robotników na trawkę?! Sami ukuliśmy naszą klatkę, z którą się teraz szarpiemy!
Warszawa, 15 lutego
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Jesteśmy przed 1 maja, miasto już udekorowane, Gierek wyłazi ze skóry, żeby zrobić z Warszawy „drugie Katowice”. Trzeba przyznać, że ruch tu jest jak diabli […]. Koło nas też praca wre, Aleje Ujazdowskie już jutro będą otwarte, tunel pod nimi gotowy, zarys Trasy Łazienkowskiej w stronę Myśliwieckiej już wyraźny. Jutro też oddają do użytku podziemne przejście pod Krakowskim Przedmieściem, na wprost Uniwersytetu. A do tego ogromne roboty przy budowie Dworca Centralnego, dzielnice mieszkaniowe rosną, stare się burzy […], hotel szwedzki się wykańcza, inne w przygotowaniu, trasa na Woli w budowie etc. Robi wszystko, żeby przekonać i zjednać ludzi. [...] Wiem, to z braku reform „modelowych” całe dziedziny usług wciąż są zawalone przez idiotyczne, marksistowskie obliczanie dochodu narodowego, tego wliczającego doń tylko produkcję. Wiem, że Gierek boi się reform, bo boi się Rosji i polityki. Ale nawet gdyby te reformy przeprowadził, to wyłoni się cała olbrzymia dziedzina braków wolności „duchowo-politycznych”, o których w ogóle się już zapomina: my, starsi, bo dawno pogodziliśmy się z faktem, że komunizm je kasuje, młodzi, bo dobrze już nie wiedzą, co to jest. Rośnie pokolenie bez ideałów, bo ten „socjalizm” werbalny jest tylko przykrywką dla pragmatyzmu, egoizmu, ideowego zobojętnienia.
Warszawa, 28 kwietnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.